Żywność do getta dostarczali Niemcy. Było jej oczywiście za mało. Problem stanowiła również zła jakość produktów. Zdarzało się, że np. w efekcie dużego mrozu warzywa przemarzały, niewłaściwie przechowywane gniły lub były zjadane przez myszy. Żywność racjonowano, tzn. wydawano na kartki. Po przydział żywności trzeba było stać w długich kolejkach. Z trudem przychodziło równomierne rozłożenie otrzymanej racji tak, by wystarczyła do następnego przydziału. Niewielką porcję zupy zapewniało zatrudnienie w resorcie pracy. Temat głodu obecny jest w bardzo wielu dziennikach pisanych w getcie. Niektórzy skrupulatnie notują co udało im się zjeść. Ze względu na specyfikę getta bardzo trudne było szmuglowanie pożywienia z aryjskiej strony. Chodziło na przykład o to, że w getcie obowiązywała odrębna waluta (tzw. rumki lub chaimki), za którą nie można było kupić nic po drugiej stronie drutów. Wszelkie próby nielegalnego zdobywania jedzenia były surowo karane. Efektem niedożywienia oraz katastrofalnych warunków sanitarnych w getcie (np. brak kanalizacji) i przeludnienia były szerzące się choroby: czerwonka, tyfus, gruźlica, ale także choroby serca i krążenia, a także choroby psychiczne. Śmiertelność była ogromna. Na tak zwanym polu gettowym cmentarza przy ul. Brackiej spoczęło ponad 43 tysiące osób.